WALKI O MOHYLEW W LATACH 1581 ORAZ 1655
27 czerwca 1581 roku, niespełna 200 husarzy z roty Marcina Kazanowskiego, przez 7 godzin broniło Mohylewa przed 30-tysięcznym wojskiem rosyjskim. Broniło nie na murach, ale walcząc w otwartym polu!
Uderzenie wyprzedzające
Rok 1581 wsławił się kolejną, trzecią już wyprawą wojsk Stefana Batorego przeciwko Wielkiemu Księstwu Moskiewskiemu. Dwie poprzednie zakończyły się pełnym sukcesem. Odzyskano litewski Połock i zdobyto rosyjskie Wielkie Łuki. Trzecią wyprawę skierowano przeciwko Pskowowi. Zanim jednak pod koniec sierpnia armie Rzeczypospolitej stanęły pod tym rosyjskim miastem, w czerwcu wojsko nieprzyjaciela wkroczyło na Litwę. Jego liczebność szacowano rozmaicie. Niektórzy pisali aż o 40-45 000 „Moskwy i Tatarów”, ale bardziej wiarygodna liczba to 30 000. Taką podał Markowski, porucznik roty husarskiej Marcina Kazanowskiego, czyli dowódca polski, który walczył z tą armią u wrót Mohylewa.
Na rysunku jeździec tatarski z drugiej połowy XVI wieku. Z podobnymi walczyli husarze pod Mohylewem.
Jednak, mimo posiadania (kilku?) dział, nie były one przygotowane do długotrwałego oblegania dobrze umocnionych i zacięcie bronionych zamków czy miast, choć mogły i próbowały brać je z zaskoczenia, licząc na słabe morale obrońców. W otwartym polu, dzięki swej liczebności, stanowiły poważne zagrożenie dla Litwinów i Polaków, gdyż ci nie mieli wówczas w rejonie objętym najazdem (pas od Dąbrowna / Dubrowna, poprzez Orszę, Kopyś, Szkłów, do linii Mohylew, Radoml, Mścisław) zbyt licznych sił, a te, które tam się znajdowały (około 1000 koni), były rozproszone.
W liście Strawińskiego do króla polskiego, pisanym w Mohylewie, znajduje się spis dowódców wojsk najeźdźcy. Byli to:
„wojewodowie starsi: Michaiło Piotrowicz Kaiterów, drugi Andrei Iwanowicz Chworostenin, trzeci Izmaiłów, czwarty Roman Dmitrowicz Buturlin, piąty kniaź Michaiło Wasilewicz Nozdrowati, szósty kniaź Iwan Michaiłowicz Wołchowski, siódmy kniaź Marculey Sczerbati, ósmy Iwan Michaiłowicz Baturkin, dziewiąty Feder Fustow, dziesiąty Michaiło Hliebów Sałtikow, jedenasty kniaź Iwan Boratinskij, dwunasty w stróżowym pułku tatarzyn kniaź Iwan Kulanczuk Czermikoy tatarzyn, trzynasty Wołodimir Holowicz, czternasty Wasiley Ianów, wojewoda kozaków dońskich, piętnasty Iermak Czimofieiewicz, ataman kozacki”
Po czym Strawiński określa skład tych wojsk:
„z którymi było ludu Tatarów, to jest temnikowskich, kadomskich, kasimowskich, woiemaskich, swiaskich i czobosarskich, także i Moskwy [Rosjan] 45 000, strzelców z Donu i moskiewskich 1000 na koniach”.
Wojska te 25 czerwca przekroczyły Dniepr, by 27 czerwca stanąć pod Mohylewem.
Bitwa…
We wtorek 27 czerwca, armia rosyjska uderzyła na przedmieścia Mohylewa. Spaliła je, po czym, jak królowi donosił Strawiński:
„do ostrogu miejskiego usiłowali [podejść], chcąc ostróg wypalić, czegośmy za pomocą Bożą strzelbą z zamku i z ostroga, także mając strzelców z rusznicami między opłotkami i w domach wycieczkami bronili i im nie dopuszczali; jakoż za pomocą Bożą a za szczęściem Waszej Królewskiej Mości, w tym przedmieściu wyżej mianowanym spaliwszy kilkaset domów, w ludziach żadnej szkody nie uczynili i zgoła na ten czas nikogo od nas nie pojmali, jeno dwu postrzelili, a wielki szwank i upadek w ludziach swych od strzelby tak w zamku, jako z ostroga miejskiego wzięli”.
Dzielna postawa mieszczan nie wystarczyłaby jednak, gdyby w sukurs nie przyszła im najpierw husaria (rota Marcina Kazanowskiego, licząca sobie etatowo 200 koni), a 7 godzin po niej, jazda lekka (rota petyhorska Temruka Szymkowicza, licząca sobie etatowo 164 konie oraz rota kozacka Krzysztofa Radziwiłła pod Halibekiem, licząca sobie etatowo 150 koni).
Szczegóły starć kawalerii znamy dzięki relacji szlachcica Hołowczyńskiego, który ze spalonego Hołowczyna, 30 czerwca 1581 roku donosił królowi:
„Waszej Królewskiej Mości Mohylewa i przedmieścia mohylewskie kilkaset domów popalili, jakoż wielkością ludzi mało się do miasta i do zamku mohylewskiego nie wcisnęli, jednoż za pomocą Bożą lud Waszej Królewskiej Mości żołnierski, roty Jm pana Trockiego [Krzysztofa Radziwiłła], p. Kazanowskiego i p. Temrukowa, którzy się na ten czas byli zebrali, odparli ich i bronili zamku i miasta, i bitwę z nimi mieli”.
Opis Hołowczyńskiego uzupełnił ksiądz Jan Piotrowski, który pod datą 11 lipca 1581 roku notował:
„Dziś tam stąd przyjechał Markowski, porucznik roty Kazanowskiego; to przyniósł, że 27 czerwca Moskwy pod Mohylów, jako on powiada, przyszło i z Tatary około 30 000, a rota Kazanowskiego sama bez rotmistrza, osłyszawszy się o nich, przedtem przyszła tam jedno 200 koni; uganiali się z nimi tego dnia nasi całych 7 godzin, tak, że do miasta przystąpić nie dopuścili im. Przybyła im potem Temrukowa rota [z pomocą]. Moskwa, nadziewając się wiele ludzi, jęli uchodzić i dojechawszy Dniepru, przeprawowali się [na drugi brzeg]. Nasi na onej przeprawie gromili je i na onę stronę przegnali, kilku więźniów porwawszy, których tu ten Markowski – jest on od naszej Kruszwicy – królowi przywiódł. Szkodę tam wielką ta rota [Kazanowskiego] w koniach wzięła: Moskwa wszystko w nie z łuków i z rusznic strzelała. Rannych też towarzyszów i pacholików dosyć; zabitego z łaski Bożej [w tej rocie] żadnego.”
Choć wśród husarzy roty Kazanowskiego nie zginął nikt, to jednak w rocie kozackiej Krzysztofa Radziwiłła, w której porucznikiem był Halibek:
„inszych ubito, a trzech towarzyszy żywych pojmali: Gulskiego, Żbikowskiego i Kurojeda”.
i po bitwie
Mohylew ocalał. Wycofujące się wojska rosyjskie pomaszerowały na Orszę, paląc po drodze niektóre, choć niezbyt liczne włości. Panikujący Litwini wyolbrzymili swoje straty do 2000 spalonych wsi, ale w rzeczywistości straty te nie były aż tak wielkie. „Szkody we wsiach nie masz tam [wokół Mohylewa] żadnej, jako ono mówiono” pisał ksiądz Piotrowski powołując się na porucznika Markowskiego. Dodawał: „Litwa to wszystko nowiny sieje”. Tymczasem „Dubrowno tylko w strachu, pana mińskiego [Jana Hlebowicza], było; spalili mu tam coś wsi, także i Hołowczyńskiemu, który pisał do króla skarżąc się.”
30-tysięczna armia rosyjska ostatecznie wycofała się z Litwy, po czym… ponad 200-tysięczna armia Rzeczypospolitej wkroczyła do Wielkiego Księstwa Moskiewskiego i ruszyła na Psków!
Dr Radosław Sikora
Widok dawnego Mohylewa. Obraz znajdujący się w Muzeum Historii Mohylewa. Fot. Radosław Szleszyński
KRZYSZTOFA VORBEK LETTOWA, HUSARZA RODEM Z ZIEMI LĘBORSKIEJ, OPISANIE WALK O MOHYLEW 16 LUTEGO 1655 ROKU
Radoslaw Sikora
My jednak, lubo w niewielkiej gromadzie, wziąwszy Pana Boga na pomoc, podpadaliśmy aż do samego miasta górnego do bramy, którą znalazłszy otwartą ubieżeć mogliśmy, lecz obejrzawszy się, że żadnego posiłku ani piechoty, ani dragonów nie było, ani też naszych chorągwi oderwanych, zaniechać musieli, a wziąwszy w sieki tych, którzy w tym dolnym mieście byli, po ulicach każda chorągiew osobno rozłączyła się. Co postrzegłszy nieprzyjaciel, że nas niewiele było i w różne ulice chorągwie rozróżnili, zewsząd nas ogarnęli, żeśmy się przebijać przez każdą ulicę musieli.
1 maja 1638 roku zakończył się sejm Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Uzgodniono na nim, by powołać komisję, która „ziechawszy do Lemborka pro die decima augusti [10 sierpnia] opisanie dostateczne tym powiatow [lęborskiego i bytowskiego] […] i obywatelow stanu szlacheckiego, ktorzy by collatum olim feudum Ducibus Pomeraniae in statu Nobili, w tych powiatach poprzedzili.”1. Chodziło więc o to, by szlachta powiatów lęborskiego i bytowskiego przed wyznaczonymi komisarzami udowodniła swoje miejscowe pochodzenie. I to pochodzenie sięgające korzeniami czasów, zanim król Polski przekazał te ziemie w lenno książętom pomorskim. Stało się to zaś na mocy układu z 2 grudnia 1454 roku2.
Zdj. 1 Średniowieczne: kościół św. Jakuba, baszty oraz fragment murów miejskich Lęborka. Fot. Radosław Sikora
Jednym ze szlachciców, którzy musieli takowy wywód przeprowadzić, był ówczesny lekarz polskiego króla, Maciej Vorbek Lettow. I choć nie mógł tego zrobić osobiście (towarzyszył w tym czasie królowi Władysławowi IV Wazie w drodze do Cieplic Badańskich), występujący w jego imieniu sekretarz królewski, dokonał tego bez trudu. Dowiódł lęborskich korzeni Macieja Lettowa3.
Królewski lekarz, świetny w swoim fachu, a także gorący polski patriota, sam w sobie jest bardzo ciekawą postacią, ale to nie jemu poświęcony jest ten artykuł, lecz świadectwu jego syna, Krzysztofa Wiktorzyna. Był on jednym z jedenaściorga dzieci Macieja i jego żony Justy (z domu Isfelt). Jak po jego urodzeniu zapisał ojciec:
„Daj Panie Boże, aby rósł na chwałę Twoją świętą, na usługi Rzeczypospolitej, nam, rodzicom, na wielką pociechę i podporę starości […]”4.
I faktycznie, urodzony 27 lutego 1621 roku Krzysztof Wiktorzyn, z czasem zrobił niemałą karierę w wojsku Rzeczypospolitej, a ściślej rzecz biorąc w armii Wielkiego Księstwa Litewskiego. Gdy w 1648 roku, po dekadzie „złotego pokoju” nad Rzeczpospolitą nadciągnęła burza dziejowa, czyli ciąg niszczycielskich wojen, rozpoczętych od buntu Kozaków na polskiej Ukrainie, Krzysztof Lettow zaciągnął się do husarii. Będąc towarzyszem husarskim przyprowadził do wojska trzech pocztowych. Służył wówczas w chorągwi Wincentego Korwina Gosiewskiego.
Zdj. 2 Wincenty Korwin Gosiewski, w chorągwi husarskiej którego służył Krzysztof Wiktorzyn Vorbek Lettow. Portret Daniela Schultza z ok. 1650 roku.
Służba w szeregach husarii, oprócz narażania życia, dla towarzysza oznaczała ogromne wydatki, ale też i była bardzo prestiżowa. Ułatwiała karierę i w wojsku, i poza nim. Krzysztof Lettow, mimo różnych perypetii, dożył do bardzo zaawansowanego wieku 70 lat. Dosłużył się też wysokiego urzędu wojskowego. Od 1656 r. był strażnikiem polnym litewskim. Poza wojskiem także mu się powodziło. W latach 1671-1681 był sędzią ziemskim starodubowskim. Podkomorzym starodubowskim w latach 1681-1683. W końcu, od 1682 aż do śmierci w 1691 roku, marszałkiem starodubowskim5. Zanim jednak osiągnął tak wysoką pozycję w hierarchii społecznej, doszło do bitwy, w której husarze kolejny raz udowodnili, że są w stanie dokonać niezwykłej rzeczy – przełamać pikinierów. W bitwie tej, pod murami Mohylewa, osobiście uczestniczył Krzysztof Vorbek Lettow. Służył już siódmy rok w wojsku, wciąż na cztery konie (czyli z trzema pocztowymi), w chorągwi Wincentego Korwina Gosiewskiego (ten w owym czasie był podskarbim wielkim litewskim i hetmanem polnym litewskim). Z rejestru tej roty husarskiej wynika, że Lettow zajmował w niej całkiem wysoką pozycję. Wymieniono go na 11 miejscu spośród 56 towarzyszy6. Wyjaśnić w tym miejscu trzeba, że pozycja w rejestrze pokazywała ówczesnym ludziom znaczenie poszczególnych towarzyszy. Dlatego bywało, że pojedynkowano się o wyższe miejsce w takowym regestrze.
Ale dlaczego doszło do samej bitwy? Z kim w niej walczono? Jak pisałem w „Niezwykłych bitwach i szarżach husarii”:
„W 1654 roku trwająca już sześć lat wojna domowa z Kozakami weszła w nowe stadium. Po oddaniu się Chmielnickiego, wraz z podległą mu Ukrainą, w opiekę cara, armie rosyjskie uderzyły na Rzeczpospolitą i zajęły znaczną część Litwy. Ofensywne poczynania Rosjan zamarły wraz z nadejściem jesienno-zimowych chłodów. Przeszli wtedy do obrony tego, co udało im się zdobyć. Ożywiła się za to strona litewska. Wsparta przez posiłki z Korony, armia Wielkiego Księstwa próbowała wyprzeć przeciwnika z zajętych przez niego twierdz i miast.
Nieudana próba zdobycia Mohylewa przez wojska litewskie wraz z posiłkującymi je polskimi, była częścią kontrofensywy, która miała miejsce zimą lat 1654–1655. Punktem kulminacyjnym oblężenia, a jednocześnie momentem, gdy wojska Rzeczypospolitej były o krok od zdobycia miasta, okazały się wydarzenia, do których doszło 16 lutego 1655 roku. W bojach o Mohylew brała udział również kawaleria, w tym i husaria. Poniżej omówię tylko fragment toczących się w tym dniu walk, koncentrując się na poczynaniach chorągwi husarskiej hetmana polnego litewskiego Wincentego Korwina Gosiewskiego. Pokazują one dwie rzeczy:
1. piki i muszkiety nie zatrzymały szarży husarzy w otwartym terenie,
2. walka w mieście była dla husarzy bardzo niebezpieczna7.
Najobfitszą w szczegóły relację z tych wydarzeń pozostawił właśnie Krzysztof Lettow, który w liście do swojego ojca z 26 lutego 1655 roku, pisał:
„Gdyśmy podpadli pod samo miasto górne, nie żałując prochów i kul, z domów i z parkanów do nas strzelano. [Z] samego miasta wysypał się spiśnik i muszkietyr przed bramę na Dniepr. Rozkazał jwp. Hetman nasz polny [Wincenty Korwin Gosiewski] nam usarzom do nich skoczyć, jakoż skoczyliśmy jak w ogień resolute [odważnie]. Dano ogień dobrze po kilkakroć i jako w ścianę do nas palono, ażeśmy za łaską Bożą żadnego szwanku nie odnieśli. Moskwa [Moskale] poczęła zaraz nazad ustępować do miasta, zaczym my kopie postradawszy, pałaszami za uchodzącą Moskwą i Kozakami uganiali i w drugą część miasta dolnego wpadli, gdzie ledwośmy sobie dziurę uczynili, że po koniu jeden za drugim przebijali się, mianowicie trzy tylko chorągwie: nasza usarska, druga kozacka pancerna, także naszego pana hetmana polnego, a trzecia województwa nowogródzkiego powiatowa usarska, nad którą rotmistrzem był jwp. Stefan Frąckiewicz chorąży nowogródzki. Ale pod tymi trzema chorągwiami ledwo nas było koni z półtorasta, bo zaraz do tej dziury, przez którą my się do miasta przedobyli, nastąpił nieprzyjacielski spiśnik i muszkietyr potężnie, rozerwał nam chorągwie, że się drudzy przedobyć do nas żadną miarą nie mogli, aby nas posiłkowali.
My jednak, lubo w niewielkiej gromadzie, wziąwszy Pana Boga na pomoc, podpadaliśmy aż do samego miasta górnego do bramy, którą znalazłszy otwartą ubieżeć mogliśmy, lecz obejrzawszy się, że żadnego posiłku ani piechoty, ani dragonów nie było, ani też naszych chorągwi oderwanych, zaniechać musieli, a wziąwszy w sieki tych, którzy w tym dolnym mieście byli, po ulicach każda chorągiew osobno rozłączyła się. Co postrzegłszy nieprzyjaciel, że nas niewiele było i w różne ulice chorągwie rozróżnili, zewsząd nas ogarnęli, żeśmy się przebijać przez każdą ulicę musieli.
Srodze gęstą strzelbą rażono nas z domów, a mianowicie w ciasnych zawułkach, że kule jako grad lecieli, a co spisami, z oszczepami kłóli, bardyszami siekli, siła by o tym pisać. Wpadliśmy jako w matnią, ani nazad, ani w żadną bramę bo przy każdej bramie po kilkuset Moskwy i Kozaków przy działach stało. Skoczyliśmy wprawdzie po kilka razy do różnych bram, chcąc wyciąć i przedobyć się, lecz trudno było, tak srodze nas z samopałów i muszkietów okurzywali. Tumult nieprzyjaciela na nas z zewsząd i z przodu, i z zadu, i z boków następował, w każdej ulicy zasadzki mając spisami, oszczepami, bardyszami przez tych wszystkich przebijać się przyszło.
Trwało to na godzin trzy albo i więcej, bośmy nigdzie przebić się nie mogli, tandem [w końcu] za wielką łaską Pana Boga chorągiew naszego hetmana polnego pancerna przebiła się do bramy jednej, w której nie bardzo wielka była potęga i Moskwy niewiele, do której nasza usarska i pana Frączkiewicza usarska nowogródzka przebiliśmy się, a tak do nich resolute skoczywszy, bo jednak zginąć już by przyszło, Moskwa pouciekała, chłopi, którzy byli przy bramie, prosili o miłosierdzie i bramę otworzyli; tę opanowawszy, czekaliśmy skądkolwiek od naszych posiłków, a obronną ręką około wału jeżdżąc, trzymaliśmy na sobie nieprzyjaciela. Ten potężnie na garstkę naszych małą następując, a zwłaszcza żeśmy nie mieli piechoty do osadzenia tej bramy, bo to już na drugiej stronie miasta było, a wojska naszego tam nie było, odstrzelał nas od tej bramy i znowu opanował, my jednak działko jedne z tej bramy i hakownicę z sobą wzięli.
Panu Bogu dziękując, że nas lubo nie wszystkich z tego opału wyniósł, do wojska naszego powróciliśmy jako niespodziewani, bo nas już i panowie hetmani, i wojsko odżałowało, żadnej nadziei nie mając, żebyśmy mieli wynijść będąc w niewielkiej gromadzie, w zawarciu u nieprzyjaciela jako w skrzyni, rzadko słychana rzecz, niech Pan Bóg będzie pochwalony. Pode mną mego konia w nogę postrzelono, azali się wyleczy. Pana Żeromskiego stolnika wileńskiego, porucznika naszej usarskiej chorągwi, dwa razy postrzelono. Dwóch towarzystwa, pana Dolskiego, pana Kuczuka, zabito. Postrzelonych towarzystwa pięciu. Pacholików [pocztowych] zabito 3, postrzelonych 6, koni zabitych 7, postrzelanych 17, to tylko spod naszej usarskiej chorągwi. Spod tamtych chorągwi także niemało pozabijano i postrzelano, a mianowicie panu Frąckiewiczowi porucznika zabito. Trudno wszystkich wyliczyć i wypisać. Miasto samo górne nie poddaje się, w nim zawarło się Moskwy 4000, mieszczan zdrajców ze 30 000. Sprzysięgli się nie odstępować etc…”8.
Mapa 1. Walki chorągwi husarskiej hetmana polnego litewskiego Wincentego Korwina Gosiewskiego o Mohylew, 16 lutego 1655 roku. Rys. Radosław Sikora.
Zdj 3. Makieta dawnego Mohylewa (zamku i starego miasta) z zaznaczonym miejscem szarży husarzy Gosiewskiego. Makieta znajduje się w Muzeum Historii Mohylewa. Fot. Radosław Szleszyński.
Zdj. 4 Widok na współczesny Mohylew z miejsca, gdzie w 1655 roku szarżowała husaria Gosiewskiego. Fot. Radosław Sikora.
Film 1. Widok na Mohylew i miejsce szarży husarzy Gosiewskiego od strony obrońców miasta, czyli w pobliżu nieistniejącej już bramy olejnej. Nagrał Radosław Sikora.
Powyższy opis uzupełniają inne, choć nie tak obfite w szczegóły, źródła9. Dzięki nim udało mi się ustalić, że:
„Przebieg walk, w których uczestniczyła chorągiew husarska hetmana polnego litewskiego Wincentego Korwina Gosiewskiego, wiedziona do walki przez samego hetmana, można podzielić na kilka faz. Zajmę się nimi po kolei:
Faza I – ostrzał husarzy z „domów i parkanów” górnego (starego) miasta. Ostrzał ten mimo, że „nie żałowano prochów i kul”, przyniósł najpewniej mizerne efekty.
Faza II – starcie między piechotą muszkietersko-pikinierską a husarzami. Nie znana jest liczba zaangażowanych w tę walkę żołnierzy. Sądzić jednak można, że skoro Rosjanie sami wystąpili z miasta, aby poza jego murami stoczyć bitwę z kawalerią litewską, ich liczba musiała być wystarczająco duża, aby myśleli o zwycięstwie. Istotne jest i to, że piechota ta nie była zaskoczona atakiem Litwinów, lecz sama przejęła inicjatywę i doprowadziła do starcia. Można więc sądzić, że była do niego dobrze przygotowana.
Sama batalia cechowała się kilkoma charakterystycznymi elementami. Husaria „resolute”, czyli odważnie, skoczyła na nieprzyjaciela. To świadczy o jej dobrym morale. Do atakującej husarii „dano ogień dobrze po kilkakroć”, mimo to kawalerzyści „żadnego szwanku nie odnieśli”. Widać więc z tego, że straty od ognia muszkietowego były minimalne, a jazda litewska, mając wysokie morale, nie została powstrzymana przez sam tylko efekt psychologiczny padających salw.
Husarze, po dotarciu do linii rosyjskiej piechoty, musieli zmierzyć się z pikinierami. Niestety, nie mamy żadnej wskazówki, jak te walki wyglądały. Wiadomo tylko, że husarze w tym starciu stracili (złamali) kopie, bo gdy następnie „Moskwa [Rosjanie] poczęła zaraz nazad ustępować, do miasta, zaczym my kopie [już] postradawszy, pałaszami za uchodzącą Moskwą i Kozakami uganiali [-śmy się]”. Jak widać, efekt starcia husarii litewskiej z pikinierami był dla tej pierwszej korzystny. Rosjanie wycofali się do górnego miasta. Litwini nie podążyli za nimi, lecz uganiając się za niedobitkami na przedpolach, podpadli pod umocnienia dolnego miasta. Dlaczego jednak Litwini nie wjechali na karkach pokonanych żołnierzy rosyjskich do miasta? Otóż wojska rosyjskie, które walczyły przed miastem nie stanowiły całości sił, jakimi dysponowali obrońcy, „bo przy każdej bramie po kilkuset Moskwy i Kozaków przy działach stało”. Przed mury Mohylewa wyszła zaledwie część obrońców, pozostawiając za sobą otwartą bramę, obsadzoną przez innych żołnierzy. Atak w takiej sytuacji i próba wjechania do miasta za uchodzącymi z przedpola Rosjanami byłyby dla jazdy litewskiej zbyt ryzykowne.
Faza III – walki w mieście. Jazda litewska, w pogoni za rozbitymi Rosjanami i Kozakami, zapędziła się do umocnień (parkanu) otaczającego miasto dolne. W parkanie wykonano wąski wyłom, umożliwiający koniom przejście. W ten sposób próbowano zaskoczyć obrońców, których większość prawdopodobnie strzegła bram miasta. Zanim jednak dodatkowi Litwini zdołali tym wyłomem wkroczyć do Mohylewa, nastąpił atak pikinierów i muszkieterów rosyjskich, którzy odcięli około 150 koni trzech chorągwi od pozostałych sił litewskich. Chorągwiami tymi były:
• husarska hetmana polnego litewskiego Wincentego Korwina Gosiewskiego (etatowo, w zależności od źródła, 194 lub 200 koni)
• kozacka (zwana także pancerną) tegoż hetmana polnego litewskiego Wincentego Korwina Gosiewskiego (etatowo 200 koni)
• powiatowa husarska województwa nowogródzkiego pod chorążym nowogródzkim Stefanem Frąckiewiczem (etatowo – według dokumentu z Biblioteki Muzeum Narodowego im. Czartoryskich w Krakowie [B. Czart.] 148, nr 191, s. 908 – liczyła 100 koni).
Jak widać, rzeczywista liczebność tych trzech chorągwi (150 koni) daleko odbiegała od ich wielkości etatowych (500 koni).
Rycerze litewscy rzucili się początkowo w stronę otwartej jeszcze bramy górnego miasta. Po dotarciu w jej pobliże stwierdzono, że nie ma co liczyć na posiłki własnych wojsk. Brama co prawda była otwarta, ale w jej otoczeniu znajdowało się zbyt wielu żołnierzy nieprzyjaciela, aby myśleć o samodzielnym przebiciu się na zewnątrz miasta. Litwini zrobili więc w tył zwrot, rozdzielili się na chorągwie i uderzyli wzdłuż uliczek dolnego miasta. Rosjanie zorientowali się w niewielkiej liczebności atakujących. Co gorsza, husarze i pancerni działali w trzech oddzielnych grupach. Przemieszczające się po ulicach w poszukiwaniu słabszego punktu obrony chorągwie litewskie „gęstą strzelbą rażono z domów, a mianowicie w ciasnych zawułkach [zaułkach], że kule jako grad lecieli”, kłuto pikami (te mieli piechurzy rosyjscy) i oszczepami (te z kolei dzierżyli Kozacy) oraz atakowano berdyszami. Próby przebicia się do różnych bram zostały odparte ogniem samopałów (broń Kozaków) i muszkietów (broń piechoty rosyjskiej). Każdej bramy strzegło po kilkuset Rosjan i Kozaków, którzy na dodatek dysponowali działami. Walki na ulicach Mohylewa trwały około trzech godzin. W końcu udało się Litwinom znaleźć mniej strzeżoną bramę – bychowską. Opanowano ją, otwarto i czekano na odsiecz reszty wojsk litewskich. Jednak posiłki nie nadeszły. Husarze i pancerni przez jakiś czas utrzymali bramę w swoich rękach, lecz z braku piechoty, która by mogła ją osadzić, i pod ciosem kontruderzenia obrońców, bramę oddano i powrócono do własnej armii, tracąc niestety znaczek hetmana Gosiewskiego.
Łączne straty w ludziach i koniach chorągwi husarskiej hetmana polnego litewskiego Wincentego Korwina Gosiewskiego w tym dniu walk wyniosły:
• jeden postrzelony i dwukrotnie uderzony piką porucznik (Kazimierz Chwalibóg Żeromski),
• dwóch zabitych towarzyszy (Kazimierz Dolski i Lew Kuczuk),
• pięciu rannych towarzyszy,
• trzech zabitych pocztowych,
• sześciu rannych pocztowych,
• siedem zabitych koni,
• siedemnaście rannych koni.
Czyli ogółem:
• zabitych: pięciu ludzi i siedem koni,
• rannych: dwunastu ludzi i siedemnaście koni.
W przytłaczającej części straty chorągwi husarskiej Wincentego Korwina Gosiewskiego poniesione zostały w ciasnych ulicach miasta, gdzie jazda narażona była na ataki z każdej strony, a sama, z braku miejsca, nie mogła rozwinąć własnych szeregów w odpowiedni szyk bojowy i atakować w sposób właściwy husarii. Nie wiadomo, ilu dokładnie husarzy tej chorągwi dostało się do miasta. Wiadomo za to, że liczba żołnierzy z trzech chorągwi jazdy litewskiej, którym udało się do niego przedostać, zanim kontratak obrońców odciął resztę jazdy, wynosiła około 150 koni. Gdyby przyjąć, że z roty husarskiej Gosiewskiego do miasta weszło 60 jeźdźców, stwierdzimy, że 1/5 ludzi i połowa koni tej chorągwi poniosła śmierć, bądź została ranna. Straty to bardzo znaczne i pokazują, jak niebezpieczne dla jazdy były boje w mieście, gdzie z braku kopii jedyną bronią do walki na dystans stawały się pistolety. Z pewnością były bardzo przydatne do odstrzeliwania się nieprzyjacielowi, rażącemu jeźdźców z okien i dachów domów.
Z kolei walki na przedpolach Mohylewa kolejny raz pokazują, że salwy muszkietowe nie zatrzymywały szarż zdeterminowanej husarii. Ataku nie powstrzymali również pikinierzy. Straty, które poniosła husaria w trakcie tych starć, były znikome. Ale podkreślić trzeba, że w przeciwieństwie do starć w mieście, husarze w otwartym terenie mogli zastosować standardowe sposoby walki – szybkie zbliżenie w rozwiniętym szyku do przeciwnika i uderzenie długimi kopiami. Tych elementów taktycznych husaria walcząca w wąskich ulicach miasta nie mogła wykorzystać”10.
Krzysztof Wiktorzyn Vorbek Lettow brał udział w wydarzeniu niezwykłym, bo do takich zalicza się każda szarża na pikinierów, zakończona ich przełamaniem. Wystarczy dodać, że w zachodniej Europie niektórzy teoretycy wojskowi w ogóle nie wierzyli iż kawaleria jest w stanie tego dokonać. Powszechnie przyjmowano, że konie kierowane swym naturalnym instynktem, zatrzymają się przed linią pik, zwanych też spisami i uchylą od frontalnego na nie natarcia. A ponieważ zachodnioeuropejska jazda nie posiadała kopii dłuższych niż pikinierzy, to w takiej sytuacji była bezsilna. Polsko-litewskie doświadczenia w tym względzie były diametralnie różne. Po pierwsze husarze wielokrotnie udowodnili, że potrafią zmusić swe rumaki do natarcia na szeregi pikinierów – nawet jeśli dla części koni kończyło się to śmiercią. Tak było na przykład pod Kłuszynem w 1610 roku, kiedy to „sieła nasi w koniach przez mężne natarcie znosząc płoty, któremi zdradą nieprzyjaciel założył w obronie, a na spisy piersiami wpadając szkody odnieśli”11. Tak też było pod Kircholmem w 1605 roku, gdzie „Nie ieden koń w swym biegu wiachał na spis ostry”12.
Po drugie, dzięki temu, że kopie były dłuższe od spis, husarze siali spustoszenie w szeregach pikinierów13.
Po trzecie, sława jaka towarzyszyła husarii powodowała, że pikinierzy przeciwnika nie zawsze mieli ochotę statecznie wytrwać na pozycji i albo rozstępowali się przed husarią14, albo też wycofywali z pola na sam jej widok15.
Niewielkie, a może zgoła żadne straty w koniach, jakie poniosła chorągiew Wincentego Korwina Gosiewskiego16 oraz brak informacji o wstępnym ostrzelaniu przeciwnika przez piechotę bądź artylerię litewską wskazują, że kluczową rolę w starciu pod murami Mohylewa najpewniej odegrały długie kopie litewskiego rycerstwa, w tym Krzysztofa Lettowa, którego ród wywodził swe korzenie z ziemi lęborskiej.
dr Radosław Sikora
e-mail: radoslaw_sikora@op.pl
Przypisy:
1Volumina Constitutionum. Opr. Stanisław Drodziski, Marcin Kwiecień, Anna Karabowicz. T. III, v.2. Warszawa 2013. s. 315-316.
2Dzieje Lęborka. Red. Józef Borzyszkowski. Lębork – Gdańsk 2009. s. 101.
3Maciej Vorbek Lettow, Skarbnica pamięci różnych spraw domowych iako i potocznych przypomnienia godnych i potrzebnych opisanie zachowuiąca. Opr. Ewa Galos, Franciszek Mincer. Wrocław-Warszawa-Kraków 1968. s.113-114.
4Tamże, s. 64.
5Polski Słownik Biograficzny, t. XVII. Wrocław 1972. s. 191-192.
6Lettow, Skarbnica, s. 212-214.
7Radosław Sikora, Niezwykłe bitwy i szarże husarii. Warszawa 2017. s. 143.
8Lettow, Skarbnica, s. 218-221.
9Sikora, Niezwykłe, s. 145-150.
10Tamże, s. 150-153.
11Anonimowa relacja o bitwie pod Kłuszynem, W: Wypisy źródłowe do historii polskiej sztuki wojennej. z. 5. Opr. Zdzisław Spieralski, Jan Wimmer. Warszawa 1961. s. 190. Więcej o tych walkach w: Radosław Sikora, Kłuszyn 1610. Rozważania o bitwie. Warszawa 2010. s. 92-97.
12Erazm Rzetowski, Slawa Roku sczęśliwego w Inflanciech przez meżną dzielność Wielmożnego Pana Jana Karola Chodkiewicza / hetmana W.X.Lit. hrabiego na Sczkłowie / Starosty Zmudzkiego etc. etc. na wszytek świat wysłana. Wilno 1605. s. 8.
13Radosław Sikora, Husaria. Duma oręża polskiego. Kraków 2019. s. 147-156., Radosław Sikora, Husaria w walce. Warszawa 2015. s. 133-139.
14Sikora, Niezwykłe, s. 192-194.
15Przykłady w: Sikora, Husaria. s. 13.
16Chodzi o straty w samej szarży pod murami miasta. Dzięki Krzysztofowi Lettowowi wiemy, że w jej trakcie „Dano ogień dobrze po kilkakroć i jako w ścianę do nas palono, ażeśmy za łaską Bożą żadnego szwanku nie odnieśli.” Tymczasem podając straty koni Lettow zanotował, że wszystkie one były postrzelone („koni zabitych 7, postrzelanych 17”). Stąd wniosek, że postrzelono je w samym mieście, a nie przed nim. Zapewne i te 7 zabitych koni poniosło śmierć w mieście, a nie pod jego murami. Byłoby bowiem niezwykłym zbiegiem okoliczności, gdyby wszystkie, lub choćby nawet większość koni zabito pod miastem, a wszystkie raniono w mieście, gdzie te walki trwały i o wiele dłużej, i to w bardzo ciężkich dla kawalerii warunkach.
Waszym zdaniem